Dwa tygodnie temu sprzedawała buty i plecaki, we wtorek zdobyła olimpijskie złoto!

Włoszka Stefania Constantini wraz z rodakiem Amosem Mosanerem stali się sensacją igrzysk olimpijskich w Pekinie. Duet pokonał w finale curlingowych par mieszanych Norwegię, zdobywając olimpijskie złoto.

22-letnia Stefania Constantini dorastała przy ośrodku narciarskim w kurorcie położonym w sercu Dolomitów. Jednak gdy na początku szkoły podstawowej, za namową koleżanki z klasy, chwyciła kamień do curlingu, przylgnęła do lodowiska na zawsze.

– Dotknęłam go i między nami natychmiast zaiskrzyło. Namiętność rosła, powoli rezygnowałam z innych aktywności, aż postanowiłam totalnie poświęcić się jednej dyscyplinie – wspomina dzisiaj zawodniczka.

Skupienie się na jednej dyscyplinie wiązało się z porzuceniem dotychczasowych aktywności, a było ich mnóstwo: poza oczywistym szusowaniem na nartach w okolicy było również pływanie, tenis czy taniec hip-hop.

Adrenalina to wróg

Stefania Constantini po uzyskaniu licencjatu (z ekonomii) przerwała na rok naukę, by więcej trenować. Całego czasu zainwestować w sport wciąż nie może, bo normalnie pracuje, jako zatrudniona na pełny etat sprzedawczyni w salonie producenta odzieży, obuwia i sprzętu outdoorowego.

– Wstaję o świcie, idę na siłownię, tam mam trening kardio i dźwigam ciężary. Wychodzę, cały dzień spędzam w sklepie, wieczorem biegnę do hali, na lód. Tak wygląda każdy dzień, bo ćwiczę codziennie. Czasu wolnego nie mam, rzadko zdołam tylko pospacerować po lesie. Potrzebuję pobyć na powietrzu, bo całe życie spędzam w zamknięciu, w siłowni, sklepie albo na hali. Ciężko, ale nie skarżę się, nie zamieniłabym tego na nic innego. Chcę tylko, by ludzie wiedzieli, że nasza dyscyplina, choć nie pochłania energii porównywalnej z wysiłkiem biegającego narciarza, też wymaga fizycznego treningu, jak w przypadku każdego innego sportowca. Dlatego marzę o zawodowstwie – zwierzała się Constantini we włoskim wydaniu magazynu „Elle”, jeszcze przed wylotem na igrzyska w Pekinie.

Kamień, wytwarzany ze skał leżących w Walii i Szkocji, waży do 44 funtów (blisko 20 kilogramów). Aby nadać mu odpowiednią siłę i rotację, trzeba go w pełni kontrolować – kto trzyma wypolerowany granit trzęsącą się dłonią albo chybotliwie sunie po lodzie, może zapomnieć o precyzji. Curling jest konkurencją polegającą na ultradokładności, wypuszczony na lód kamień musi znieruchomieć możliwie najbliżej domu, czyli namalowanej tarczy. Pomaga mu się szczotką, która zmniejsza tarcie, pozwalając manipulować torem przesuwu – po podjęciu decyzji, czy lepiej sprzęt przeciwnika ominąć, czy wybić go lub zablokować.

</center?
Dlatego Constantini przekonuje, że to właśnie pod względem mentalnym curlingowe mecze – trwają ponad dwie godziny, rozgrywa się po dwa dziennie – są wycieńczające. Bo wymagają skupienia jak u szachisty, mierzenia kątów jak u bilardzisty, myślenia strategicznego i panowania nad sobą.

– W wielu sportach adrenalina się przydaje, pomaga zwyciężyć. Nam przeszkadza, bo wszystko zależy od kontrolowania się, za nadmierną popędliwość płacisz grubym błędem – mówi mistrzyni olimpijska.

Sukces włoskiej pary

Choć nikt nie dawał im nawet drobnych szans na medal, po złoto pomknęli w imponującym stylu. Wygrali wszystkie 10 meczów, w półfinale ze Szwecją oraz w finale z Norwegią osiągnęli przygniatającą przewagę.

Constantini wkrótce spełni marzenie o zawodowstwie, zamiast podawać klientom buty do przymierzenia, dołączy do rzymskiego klubu Fiamme d’Oro. Za cztery lata, gdy zimowe igrzyska odbędą się w jej rodzinnych stronach (organizację przyznano Cortinie D’Ampezzo i Mediolanowi) do rywalizacji przystąpi już jako gwiazda.

Komentarz