83-latka przekazała 350 tys. zł na fundacje

Pani Aurelia jest schorowaną 83-letnią wdową o wielkim sercu. Kobieta od najmłodszych lat bezinteresownie pomaga innym. Ostatnio przekazała swoje oszczędności w kwocie 150 tys. złotych, na rzecz Fundacji TVN, która wraz z Centrum Zdrowia Dziecka buduje nowoczesne Centrum Psychiatrii dla Dzieci i Młodzieży, oraz po 100 tys. zł na dwie inne fundacje. — Zawsze mówię, że należy się cieszyć tym, że możemy pomagać — podkreśla, rozmawiając w programie Dzień Dobry TVN w ramach cyklu  „Siła jest kobietą”.
Wsparła budowę Centrum Psychiatrii Dzieci i Młodzieży

Na pytanie, czy los najmłodszych jest jej najbliższy? Pani Aurelia odpowiada:

„Potrzebujących jest wielu. Kiedyś się nad tym zastanawiałam, ale teraz przeważnie wpłacam na rzecz dzieci. Dlatego że sama nie zostałam matką, nie wychowywałam, więc nie wniosłam swojego wkładu do społeczeństwa. Teraz w jakiś sposób staram się to robić. Rodzice zawsze ponoszą koszty, by wychować dziecko. Mierzą się nie tylko z trudem, ale i z wydatkami. Nie doświadczyłam tego, więc choć przekazaniem datku mogę się zwrócić w kierunku dzieci. Poza tym rozpacz tych rodziców, którzy nie są w stanie pomóc swojemu dziecku, jest straszna.”

Kobieta od najmłodszych lat bierze udział w akcjach charytatywnych. Pierwsza wpłata, jaką przekazała, wspomogła  budowę Domu Pomocy Społecznej im. „Matysiaków”. Później były kolejne zbiórki.

Skąd wzięła się taka bezinteresowna chęć pomocy?

— Nikt mnie nie zachęcał. W ogóle nie przypominam sobie, żeby w rodzinnym domu były rozmowy na ten temat. Poza tym po ukończeniu szkoły podstawowej musiałam się przeprowadzić, by kontynuować naukę z racji tego, że moi rodzice mieszkali na wsi — opowiada.

Trudne czasy

Pani Aurelia rozpoczęła naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej zaraz po wojnie, w 1945 roku. Warunki były wtedy bardzo ciężkie. Kobieta po opuszczeniu rodzinnego domu skończyła szkołę pielęgniarską.

— Proszę pamiętać, że mam 83 lata, więc to wszystko działo się w głębokim PRL-u. Okazało się, że właściwie nie bardzo mogłam pracować jako pielęgniarka. Przeżyłam kilka szoków… Pierwszy, kiedy trzymałam dziecko, które było prześwietlane, bo koń je kopnął. Do dzisiaj pamiętam tę piankę na jego ustach. To dziecko zmarło. Drugi pojawił się, kiedy ujrzałam w szpitalu pacjentkę, która chorowała na nowotwór. To były lata 50., więc poziom leczenia był w powijakach. Ona leżała tam tygodniami. Jak lekarz wchodził na salę, to tylko wzrokiem ją omiatał i przechodził do następnych pacjentek. Strasznie to przeżywałam. Byłam zbyt wrażliwa na to wszystko. Nie potrafiłam się uwolnić — wspomina kobieta.

Później rozpoczęła pracę w administracji w wydziale zdrowia. Rozpoczęła też studia na Wydziale Prawa i Administracji. Ukończyłam je i prawie 30 lat przepracowała w administracji rządowej w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W wieku 70 lat przeszła na emeryturę.

Aktywistka na emeryturze

Jak wygląda życie Pani Aurelii na emeryturze? Twierdzi, że sienie nudzi.

— Mam sporo pracy (śmiech). Dużo robię robótek, np. szaliki, czapki, swetry. Kupuję włóczki, nici, a potem dziergam lub szyję i wrzucam do pojemników na odzież. Wcześniej zajmowałam się też porządkami wokół swojego bloku. Dla mnie to, co robią sprzątacze, to za mało (śmiech). Trochę mnie to dziwi, że nikt do mnie nie dołączył. Jak jeszcze pracowałam, posadziłam sporo krzewów wokół bloku i je pielęgnowałam. Nosiłam wodę, podlewałam. Jestem człowiekiem starej daty, więc dla mnie najważniejszą rzeczą jest książka, a nie film czy telewizja. Dlatego kupuję książki, a później zostawiam je w różnych miejscach, np. w sklepie czy na przystanku, żeby ktoś je wziął — podsumowuje emerytka.

150 tys. złotych na TVN i po 100 tys. na dwie inne fundacje

Emerytka podkreśla, że chociaż oddała swoje oszczędności, odkładając pieniądze, nie musiała sobie robić wyrzeczeń.

— Mam bardzo małe potrzeby, więc pewne środki mi pozostały. Jestem raczej samowystarczalna. Dla mnie wszelkie wojaże ze względu na stan zdrowia i problemy z sercem od dawna są niebezpieczne. Nie byłam też w sanatorium, bo po prostu źle się czuję poza domem. Z natury jestem bardzo oszczędna. Nie ze skąpstwa, bo to nie o to chodzi. Oszczędzam, np. wodę i prąd ze względu na sytuację, jaka panuje na naszym globie — mówi emerytka.

— Jestem bardzo wdzięczna Matce Naturze, że obdarzyła mnie taką cechą charakteru, że nikomu niczego nie zazdroszczę. Nie patrzę, czy ktoś ma to, czy tamto, np. mam prawo jazdy, ale nigdy nie kupiłam samochodu, chociaż mogłam mieć ich kilka. Z mężem pracowaliśmy w różnych miejscach, więc uważałam, że ten samochód jest mi niepotrzebny. Poruszałam się środkami komunikacji miejskiej. W życiu, jeśli coś robię, to nie po to, by później się z tym afiszować. Robię to z własnej, głębokiej potrzeby — podsumowuje.

Źródło: dziendobry.tvn.pl

Komentarz