Ratownik po godzinach niesie pomoc na ulicach Warszawy, krążąc po mieście swoim motoambulansem

W Internecie znany jest jako „Borkoś”. Marcin Borkowski od 30 lat związany jest z ratownictwem medycznym. Zaczynał jako sanitariusz pełniący służbę na pokładzie ambulansu. Gdy uruchomiono w Polsce system ratownictwa, przebranżowił się na ratownika medycznego, zaliczył także epizod jako funkcjonariusz BOR-u. Podczas swojej kariery zawodowej dorobił się tytułów Mistrza Polski i Mistrza Europy w Ratownictwie Medycznym. Dziś niesie pomoc na ulicach Warszawy, krążąc po mieście swoim „motoambulansem”.

„Borkoś” wyrusza na patrol skuterem po godzinach swojej etatowej pracy. Jeszcze do marca ubiegłego roku Marcin Borkowski jeździł tylko w karetce pogotowia, szkolił zespoły i zapewniał opiekę medyczną na wydarzeniach. Od wybuchu pandemii charytatywnie udziela pierwszej pomocy także po godzinach swojej pracy. Pomaga mu w tym niezawodny trójkołowiec Piaggio, którym jak twierdzi, jest w stanie dojechać na miejsce każdego zdarzenia w zaledwie 4 minuty.

Warszawski bohater na skuterze

Internauci porównują „Borkosia” do bohaterów z serii komiksów Marvela – mówią o nim „Warszawski Avenger”. Niestety nie wszystkim podoba się jego działalność, a już najbardziej korzystanie z sygnałów świetlnych i przywilejów z tym związanych. Po kilku uprzejmych donosach ratownik musiał zdjąć sygnały świetlne ze swojego pojazdu. Dlaczego? Do tej pory korzystał z nich bezprawnie, czekając na zgodę MSWiA. Mimo to z wolontariackiego niesienia pomocy po godzinach służby nie zamierza rezygnować.

– Okazuje się, że samo posiadanie wkładki uprawniającej do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych i pojazd uprzywilejowany nie wystarczą. Trzeba mieć też pozwolenie od MSWiA na używanie sygnałów świetlno-dźwiękowych, o które wystąpiłem. Według prawa muszę jednak przedstawić, kto mnie dysponuje do wyjazdów. Ponieważ nie dysponuje mnie nikt poza świadkami zdarzenia, dla MSWiA jest to niewystarczające – wyjaśnia Marcin Borkowski.

– Wciąż liczyłem na to, że dostanę tę zgodę. Miałem nadzieję, że moje działania zostaną zauważone, czyli to, że ratuję, a nie bawię się sygnałami. Ale na razie muszę poruszać się bez nich. Jak widać na materiałach, i tak często docieram jako pierwszy – dodaje rozgoryczony ratownik.

Samozwańczy motoambulans

Problem stanowi również sam pojazd, na którym przemieszcza się „Borkoś”. Nie można go wpisać jako jednostkę ratowniczą do systemu, bo nie podlega pod żadną dyspozytornię. Przeszkodą jest również ustanowiony ustawowo skład zespołu ratownictwa medycznego, przez który samodzielnie funkcjonujący ratownik medyczny poruszający się na jednośladzie nie może być kontraktowany przez NFZ. Marcin Borkowski działa jednak charytatywnie, więc to nie jest podłożem tego problemu.

– MSWiA nie wydało pozytywnej decyzji, bo nie miało do tego podstaw prawnych. Sygnały zostały zdjęte na wniosek Sądu Okręgowego, który nałożył na p. Borkowskiego grzywnę za korzystanie z przywilejów bez zezwolenia ze strony MSWiA – komentuje dla nas sprawę jeden z innych ratowników medycznych poruszających się na motocyklu.

Czyli jednak można być ratownikiem na dwóch kołach? Wbrew informacjom opublikowanym przez dziennik motoambulanse w Polsce są i mogą legalnie wspierać pogotowie. Przykładem jest działająca od kilku lat na terenie naszego kraju Fundacja Ratownictwo Motocyklowe Polska. Ich pojazdy legalnie korzystają z sygnałów świetlno-dźwiękowych, ponieważ fundacja uzyskała na to zgodę od MSWiA. Motocykliści działający w ramach wolontariatu zgłaszają się na dyżury i są wysyłani na miejsce zdarzenia przez dyspozytorów pogotowia. Oprócz jednośladów mają też własną karetkę.

Komentarz